Festiwal Biegowy - warto tam być

September 09, 2013

Ależ to był weekend! Jeszcze odczuwam tyle pozytywnej energii i emocji, że aż trudno zebrać myśli. Spróbuję zatem po kolei :)


Do Krynicy-Zdrój przyjechaliśmy (ja i mój niezastąpiony chłopak-towarzysz biegowy/motywator) w piątek, około 18. Szybki meldunek w hotelu (Hotel Saol - gorąco polecam!) i poszukiwania biura zawodów. W mieście tłumy - w strojach biegowych i zwykłych, z workami festiwalowymi na plecach, biegnący lub idący gdzieś śpiesznie, w oddali słychać już spikera, doping i wuwuzele (rozdawał je Tauron, głównie dzieciom - okropna  rzecz...).

Na krynickim deptaku rozłożył się Festiwal - trasy, start i meta, namioty organizatora, targów, scena etc. Impreza już pierwszego dnia rozkręciła się na całego! Słowa nie są w stanie opisać tej atmosfery. Krynica stała się miastem biegaczy.

Znaleźliśmy stanowisko odbioru pakietów. Szybkie zerknięcie na listę - 1527 i 1528. Mały podpis i już mamy swoje worki a w nich: mnóstwo ulotek i próbek, worki na depozyty i koszulka techniczna - całkiem przyjemna.

Przeszliśmy szybko przez targi - zakupy dopiero po biegu. Zatrzymaliśmy się by pogadać z Panem Jerzym Skarżyńskim. Pan Jerzy obiecał, że będzie trzymać kciuki za mój debiut - w Krynicy i na maratonie. Z takim wsparciem, nie może się nie udać!

Już spokojnie zaczęliśmy rozglądać się za obiadokolacją - mogliśmy trochę zaszaleć. W końcu na drugi dzień potrzebny był nam pełen bak. Jednocześnie nie można za bardzo ryzykować - nowe rzeczy często kończą się bólem brzucha i innymi historiami... Zdecydowaliśmy się na Hydropatię i pizzę. Cieniutkie ciasto, niemal bez brzegów i pełno warzyw. Pychotka!

Najedzeni ruszyliśmy do hotelu. Czy zaśniemy? Wstać trzeba o 3. Oby budzik zadzwonił. Nastawiamy na wszelki wypadek trzy, w krótkich odstępach czasu.

W środku nocy - wstajemy. Za oknem ciemno. Co my robimy?
Małe śniadanie, ubieramy się, sprawdzamy po raz czwarty czy wszystko jest i wychodzimy. Górskie, wrześniowe powietrze jest bardzo zimne i wilgotne. Marzniemy więc szybkim krokiem zmierzamy na start. Jeszcze depozyt -brrr, trzeba się już rozebrać... Nasze rzeczy jadą do Rytra - gdzie będziemy finiszować.

Śniadanie mistrzów - bułka, masło orzechowe, banan. A na newralgiczne miejsca - Sudocrem :)

Na starcie już tłumy. 4.00 - start zawodników na 100km, 4.10 - start na 66km, 4.20 - my. Nerwowość rośnie z każdą minutą. Wita się z nami Karol z  AKSu. Też nie zamierza pędzić więc pobiegniemy razem. Dostrzegamy też Wojtka Staszewskiego - też startuje na 36km.

Przed startem. Udaję, że nie jest mi zimno.

Wystrzał - polecieli Ci na stówkę. Tytani. Mają 16h na pokonanie arcytrudnej trasy. Za chwilę kolejny - to jeszcze nie dla nas. Z trzecim wystrzałem ruszamy. Nieliczni kibice (głównie rodziny startujących) dopingują.

Pierwszy odcinek prowadzi przez miasto - jest jasno a pod stopami mamy asfalt. Po kilku minutach skręcamy jednak w prawo i zaczynają się podbiegi. Czas zabawy się skończył. Zapalamy latarki. Z każdą minutą jest ciemnej i podłoże to już ziemia z licznymi kamieniami.  Podnoszę wzrok - wyżej widać migoczące światełka zawodników przed nami. Odległość nie jest daleka, ale już widać różnicę poziomów. Niesamowite uczucie. Nie mogę dopuścić do siebie myśli, że nie dam rady się tam wspiąć!

Mam w pamięci profil trasy - wiem, że początek to betka. Czeka na nas Jaworzyna - 1 114 m n.p.m., ponad 600 m wspinaczki:

Profil trasy na 36 km, 66 km i 100 km. My startowaliśmy w Krynicy (duży START), kończyliśmy w Rytrze (2. punkt żywieniowy).

W górach panuje jeszcze cisza. Nawet ptaki śpią. Słychać tylko nasze oddechy, kroki, uderzenia kijów, czasem jakieś żarty. Również niewiele widać - jedynie to, co mamy pod nogami. Nie za bardzo można rozglądać się na boki bo każdy niewłaściwy krok może się skończyć kontuzją. Najtrudniejsze odcinki pokonujemy marszem.

Kilometry mijają wolno, czas leci. Około 5.40 docieramy do Jaworzyny. Powoli wstaje też słońce.


Mały filmik ze szczytu Jaworzyny.

Kiedy robi się jasno, możemy wyłączyć latarki i trochę się rozejrzeć. Nasze góry są niesamowite! Chciałabym mieszkać bliżej, żeby częściej tu biegać.

Słońce dopiero wstaje.

Mijamy kolejne punkty - Runek, Łabowską Halę - gdzie robimy mały postój na herbatę, wodę i banany, Wierch nad Kamieniem. Kieruje nami czerwona trasa i białe chorągiewki organizatora. Chciałabym porobić więcej zdjęć, ale szkoda mi na to czasu. Docieramy w końcu do 30 km - zaczyna się zbieg. Niestety nie jest to jedna wielka przyjemność (choć myślałam, że tak będzie) - momentami jest bardzo wyboiście, bardzo ślisko, z ograniczoną widocznością - musimy chwilami znów przejść w marsz. Kolana dostają w kość.

W końcu wpadamy do Rytra. Jeszcze mostek i szukamy hotelu Perła Południa. Znów mamy lekki podbieg. Dokucza mi żołądek. Od dawana. Ale się nie daję. 5h chyba nie złamiemy - mamy cel na kolejny rok :) W końcu dochodzi nas odgłos czipów - to już! Tu! Udało się! Wpadamy na polankę - wokół już pełno biegaczy.

Polanka szczęśliwych biegaczy ;)

Bieg ukończyliśmy z czasem 5:03. Karol dodarł ok. pół godziny wcześniej - super!

Po kilku oddechach wsiadamy do autobusu - wracamy do Krynicy. W drodze ucinam małą drzemkę - mój organizm dostał wycisk. Przystanek. Próbuję wstać - mięśnie odmawiają współpracy. Inni też to odczuli:

Po wyjściu z autobusu kilka osób dosłownie opadło na barierki i zaczęło rozciąganie.

Powoli wróciliśmy do hotelu. Zaczekali na nas ze śniadaniem - dziękujemy!  Prysznic i drzemka. Potem idziemy pospacerować i pokibicować innym.

Co chwilę kończy się lub zaczyna jakiś bieg. Każdy mógł znaleźć coś dla siebie - nawet Ci, którzy zaczynają przygodę z bieganiem. Oglądamy finał na 100km - najlepszy czas to 8:57:38. Jak to możliwe? Najlepsza kobieta 9. w całej stawce!!! Czas: 10:07:33. JAK to możliwe?! Z czego zbudowani są Ci ludzie?

Odwiedzamy targi. Upolowaliśmy kilka drobiazgów.
I jeszcze pasta party - miły akcent, niestety makaron taki sobie...
Mięśnie bolą przy każdym ruchu, ale co tam. Udało się!


Krynica i góry dały mi niesamowitą energię. Jestem w stanie wycisnąć z siebie więcej, mogę biec dalej, mogę wszystko!

I tylko teraz mam dwa problemy - jak teraz wrócić do codzienności i dlaczego kolejna edycja imprezy dopiero za rok?

...a dla zmęczonych stóp - wygodne skarpetki się należą:
:)

You Might Also Like

3 comments

Subscribe