Maratoński weekend

October 14, 2013

Dużo się dzieje i zaczętej dawno notki maratońskiej nie mogę jakoś ukończyć... 
W końcu przyszedł czas na nadrobienie zaległości:


Maratoński weekend dostarczył wyjątkowo dużo emocji - wspaniałe spotkania, uśmiechy, uściski, obawy, strach, nadzieja, ból, pot i jeszcze więcej! 

Jak pamiętacie, środa, czwartek i piątek nie napawały optymizmem. Tona chusteczek, leki (pseudoefedryna jest w dechę ;) ), witaminki, herbatka, miodzik, lipa,... . No i wielkie pytanie - czy w ogóle dam radę przebiec choć z połowę dystansu? Zaklinałam rzeczywistość.

W sobotę byłam umówiona na rozgrzewkę + zdjęcia w Parku Skaryszewskim (z grupą blogerów z Polska Biega) oraz na Bieg Debiutantów. Chusteczka, cieplejsza bluza i w drogę.


Damian, Beata, Magda, Marysia i ja w czasie rozgrzewki.
fot. Kuba Atys, Agencja Gazeta


 fot. Kuba Atys, Agencja Gazeta


 fot. Kuba Atys, Agencja Gazeta


 fot. Kuba Atys, Agencja Gazeta

Ucieszyłam się, że w końcu mogę wyjść spod koca i się poruszać - choć pewnie jeszcze powinnam była się leczyć..

W czasie zdjęć i podskoków na trawie skręciłam nogę i aż zrobiło mi się słabo! Kilka kontrolnych ruchów - nie, jest ok, noga wytrzymała.

Bieg Debiutantów to inicjatywa firmy Timex. Zaprosili oni Olgę i Pawła Ochalów (Paweł wczoraj w Poznaniu zajął 3. miejsce!) do przeprowadzenia rozgrzewki, biegu i rozciągania dla osób, które na starcie maratonu staną po raz pierwszy. Po ćwiczeniach i dwóch kółeczkach w Parku Skaryszewskim, zostaliśmy zaproszeni do restauracji Figaro, gdzie nasi mentorzy opowiadali o tajnikach startów i wygrywania (tak, tak wygrywania również :) ).

od lewej: Olga Ochal, Mateusz Jasiński, Paweł Ochal


Prezentacja nowej koszulki - maratonowa, adidas,
z dodatkowym nadrukiem na plecach :)

Najważniejsze co wbiłam sobie do głowy z tego spotkania to: Waszym celem jest meta! - będę powtarzała sobie na trasie to zdanko.

Po spotkaniu poszliśmy na Stadion Narodowy jeszcze odebrać pakiety startowe. 

Z ogromną przyjemnością spotkaliśmy się z JULITĄ! Autorką naszych małych sukcesów, nieocenioną trenerką i dobrym duchem naszych przygotowań.

Zajrzałam jeszcze do stoiska zaprzyjaźnionego GURU Sport:

W niedzielę rano ponownie mieliśmy dwa spotkania zdjęciowe - z AKS Polonia Warszawa oraz z blogerami Polska Biega. Przybyła Marysia, Paweł i Beata ze znajomym Sławkiem. To drugie spotkanie połączone było również z porządną rozgrzewką.

Po małej sesji, wymianie słów otuchy i poznaniu naszych taktyk (moja to: biec, na tyle, na ile się da) weszliśmy w tłum. Stanęłam gdzieś między strefą 4:20 a 4:10. Razem ze mną Beata i Sławek - oni celowali na 3:59. Z lekkim poddenerwowaniem czekaliśmy na start.

W końcu nastąpił TEN moment. Ruszyliśmy. Nie ma odwrotu.

Muszę przyznać, że piersza połowa minęła mi momentalnie (poniżej 2h). Beata i Sławek zagadywali, żartowaliśmy sobie z tych kilometrów co przed nami, zaczepialiśmy innych biegaczy i kibiców, wypatrywaliśmy znajomych. Czułam się świetnie! 
Tu należą się ogromne podziękowania dla moich towarzyszy - dzięki nim nie myślałam o zmęczeniu a Sławek pilnował naszego czasu. DZIĘKI!!! WSPANIALE SIĘ Z WAMI BIEGŁO!
Po mojej prawej Sławek i Beata - dzielnie walczymy na Czeniakowskiej - tu jeszcze czuję się wyśmienicie! :)

Mniej więcej do 27 kilometra szło gładko. Potem zaczęły się schody. Moi towarzysze zaczęli się oddalać. Mi zaczęły dokuczać biodra. Nogi też już ledwo odrywały się od ziemi. Żołądek bolał mnie od zimnych napojów. Czułam ucisk. Mimo wszystko, sławetna ściana nie pojawiała się - biegłam tak, jak mogłam najlepiej.

Kolejne znajome twarze dodawały mi otuchy na trasie - bardzo wszystkim dziękuję za wsparcie! I po raz kolejny chciałabym podziękować wspaniałym wolontariuszom - dzięki za cierpliwość, poświęcenie, każdy kubeczek, każdy kawałek banana, każde dobre słowo. Jesteście niesamowici! Bez Was nie byłoby nas!

Kilometry od 36 do 41 to była walka o każdy krok. Nachodziły mnie różne myśli - ale nie pozwoliłam sobie dopuścić do siebie tej najgorszej - o rezygnacji.

Obserwowałam też innych biegaczy - wiele osób już tylko szło, wiele miało grymas bólu na twarzach, parę osób krwawiło od niewygodnych ubrań.

Na wodopoju przy Muzeum Narodowym już wiedziałam - za chwilę będę maratończykiem! Ostatnie zdjęcia Kuby, ostatnie łyki napoju i już tylko most, zbieg i stadion. 

4 godziny, 26 minut i 56 sekund. Tyle mi zajęło przebycie trasy. Nieco więcej niż sobie wymarzyłam, ale z drugiej strony, nie wiedziałam na ile mnie stać. Jak na pierwszy maraton -chyba  może być?

JESTEM MARATOŃCZYKIEM!

Na mecie dopadło mnie dziwne uczucie - skończyła się kilkumiesięczna przygoda. Zrealizowałam plan. Co teraz?
Zaliczyłam w jednym miesiącu dwa biegi, które 3 miesiące temu mnie przerażały - Krynica i maraton. To teraz czas poszukać nowego celu? 

Wyjątkowy medal dołączył do kolekcji.

Tu relacje Polska Biega:


You Might Also Like

0 comments

Subscribe