Następny cel, następny i następny...

March 16, 2014


Też macie tak czasami? Myślicie sobie o jakimś miejscu - że fajnie byłoby tam dobiec. Wskakujecie w buty, wychodzicie, nie macie żadnego zadania kilometrażowego, po prostu biegniecie TAM.
Gdy już jesteście na miejscu, okazuje się, że macie jeszcze energię, jest tak fajnie a i niedaleko jest kolejne ciekawe COŚ, no i lecicie dalej.

A potem nie warto już stawać przy pierwszym lepszym przystanku bo niedaleko jest korzystniejsza stacja. A następnie...

Dokładnie dziś tak miałam. To chyba przez tę wiosnę! Zupełnie nowa energia mnie opanowuje! I to dzięki niej (choć nie bez wpływu była też niezwykła Julita oraz coach G. z treningów Nike Trening Club) dziś przebiegłam ponad 21km!

No więc myślałam sobie o Kev Garden. Słyszałam, że to fajne miejsce. Piękne zwłaszcza wiosną. Mnóstwo roślin i w ogóle. Niestety płatne wejście, ale co tam.

Google Maps podpowiedziało, że pieszo to ok. 1h 40min. Ok, nieźle. Spróbuję. Jeśli się uda, to może dotrę przy okazji do Richmond Park. Na mapie wygląda, że to po sąsiedzku a i ostatnio na Instagramie zobaczyłam takie oto zdjęcie:

Musiałam sprawdzić co to za park! No i ruszyłam.

Okazało się, że Kev oddalone jest o jakieś 8km. Pod kasami kolejka długa. Na zwiedzanie wpadnę zatem innym razem. Zaczęłam biec w kierunku Tamizy. 

Niesamowite jest to, że w tak ogromnym mieście co chwilę jest jakiś park, skwer czy chociaż urokliwa ścieżka. A w taką pogodę jak dziś, wszędzie mnóstwo ludzi! Nie było zatem łatwo w niektórych miejscach się przedrzeć...


Po kolejnych 4-5km dotarłam do Richmond! Jest to ogromny teren, który dziś właściwie tylko 'liznęłam'. Jednak zdążyłam znaleźć nudystę i takie oto piękności:


Nie wiem czy widzicie, ale w oddali piętrzą się bloki i biurowce. Niesamowite! 

Jelenia niestety nie napotkałam.

Ponieważ na liczniku miałam już 14km postanowiłam powoli rozejrzeć się za transportem powrotnym. W sumie nie wiedziałam na ile jeszcze mnie stać. No więc wytyczyłam sobie kolejny cel - poszukam autobusu 65, który widziałam gdzieś po drodze i który to zawiezie mnie na Ealing Broadway.

Nie udało się go odnaleźć... Ale za to zaczęły pojawiać się znaki na Putney Bridge - te okolice już znam bo tam ok. trzy tygodnie wcześniej przebiegliśmy Park Run! No to biegnę.

W drodze pojawiły się znaki na Wetland - przeuroczy azyl ptactwa wodnego, który zwiedziłam w czasie urlopu. Ok. To może jednak tam? Pamiętałam, że kilka kilometrów dalej jest piękny i stary most Hammersmith oraz dogodna stacja metra. 

Po dotarciu do Wetlandu miałam już 20.44 km. Postanowiłam zatem na tym zakończyć :)

Woda, banan i do metra.

Dojechałam sprawnie do Ealing Broadway. Autobus jak na złość nie chciał się pojawić i zaczęło nieco wiać więc po chwili zastanowienia, włączyłam ponownie zegarek i lekko potruchtałam do domu. Doszło ok. 1,5km do całościowego wyniku :D

Lubię właśnie tego typu treningi najbardziej! Pozwalają mi one oderwać myśli od tego, że 'muszę' robić długie wybiegania. Po prostu mam frajdę z ruchu, odkrywania nowych miejsc, obserwacji, szukania ciekawych zakątków czy obiektów. Zresztą ta zasada sprawdza się wszędzie, nie tylko w Londynie.  Myślę też, że dzięki takim wypadom mam lepszą orientację i nieco dokładniej znam miejsca, w kótych jestem.

Biegacze! Zachęcam zatem Was do zboczenia ze swych utartych ścieżek i po prostu EKSPLOROWANIA :)

You Might Also Like

0 comments

Subscribe