Wakacje - kiedy to było?

October 01, 2014

Wakacje - kiedy to... Miesiąc... Dwa... Hmmm To był lipiec. Tak na pewno... 

Letnia opalenizna już dawno zeszła, walizki rozpakowane, pamiątki rozdane. Ale zostały jeszcze zdjęcia, które przywołują te wspaniałe wspomnienia, zapachy, kolory, uczucia.




Widok ze Szrenicy, na który musieliśmy poczekać jedno piwo - aż się chmury rozejdą.

Bez oscypka z żurawiną wizyta w górach się nie liczy! 




Nasz gospodarz z pensjonatu Orchidea (pozdrawiamy i dziękujemy!) przy pierwszym śniadaniu napomknął, że ze Szrenicy na Śnieżkę jest ładna, ok. 20km trasa. Oczywiście od razu zapaliła się nam lampka - super! Pobiegniemy? No i oczywiście pobiegliśmy. Pierwszego dnia na Śnieżnych Kotłach złapał nas deszcz, grad i chmury - postanowiliśmy zawrócić. Drugi dzień dał nam wyśmienite warunki!


To jeszcze Droga pod Reglami. Wielu biegaczy chwali sobie tę ścieżkę i ponoć nawet naszych mistrzów można tu napotkać.


Harachov zapamiętam dzięki najlepszemu smażonemu serowi ever! A dotarliśmy tam na piechotę! 


Na powrót wybraliśmy już leniwą wersję transportu.

Musieliśmy jeszcze zajrzeć do Huty szkła i sprawdzić jak powstają takie cudne bibeloty.




Praga - pięknie, tłoczno, gorąco, ciekawie, leniwie, piwnie.

Nie udało mi się policzyć ile razy pokonywaliśmy mosty, ale na pewno dużo.


W Białce Tatrzańskiej zakochałam się w węgierskich KurtoSzkołaczach i teraz namiętne próbuję kolejnych, szukam tego samego smaku. Obawiam się, że jednak wtedy decydowała atmosfera, zima i wyjątkowe towarzystwo. Kolejne póki co smakują byle jak... Gosia, chyba bez Ciebie kolejnych nie próbuję...



Karlove Vary to wyjątkowe uzdrowisko. Przyjeżdżała tu cała elita - carowie, królowie, księżniczki i takie tam z całej Europy. Teraz jest opanowane przez wycieczki azjatyckie i rosyjskie. Mają tu kilkanaście zdrowotnych źródeł a wodę popija się przez dzióbki, żeby nie zabarwić zębów.



Dzióbki w każdym rozmiarze i pomyśle - czemu nie popijać wody z kibelka, albo słonia?






A to już Skalne Miasto. Tak blisko polskiej granicy! Naprawdę robi wrażenie i mimo, że się nie wspinasz od razu powoduje to dziwne uczucie - muszę tam wejść!


Wrocław uwielbiam i gdyby był bliżej centrum kraju pewnie bym tam mieszkała :)
Ponieważ miasto już nieco znamy, tym razem nie mieliśmy żadnych 'musimy'. Spacerowaliśmy sobie tu i tam, odwiedzaliśmy ponownie miejsca, które zapadły nam w pamięć, przysiadywaliśmy na kawkę czy inne smakołyki - na zdjęciu lody naturalne z okienka 'Polish Lody' (nie jestem pewna czy to dobra nazwa, w każdym razie okienko jest na Placu Bema). O rany - żałuję, że nie mogę jeść ich codziennie!

Po pokonaniu ok. 400km przywitaliśmy się z domem. Szybkie rozpakowywanie, pranie, sprzątanie - szybkie, bo za kilka godzin chcieliśmy stawić się kolejny raz na starcie Biegu Powstania Warszawskiego. Tym razem był to start tylko dla uczczenia bohaterów i pamięci poległych, więc nie nastawiałam się na żaden rezultat.

Tym optymistycznym akcentem wakacje się zakończyły. Ale kolejne przygody już za pasem - Krynica (je, je, je), maraton i... powrót do domu (na stałe) :)  


You Might Also Like

0 comments

Subscribe